We moved out from London more than 19 months ago. I wasn’t that keen on to it, no. From previous place I could walk to my work in 10 minutes. I could also walk to the baker’s and corner shop to get milk and most needed essentials. So what, I had neighbours’ houses all around and not that big garden (where you actually couldn’t sunbathe or even laugh louder without having your neighbour’s curious eyes on you!) We had to move as the house we were renting, had been sold. Of course at the beginning we were looking for something locally but the prices of houses were not adequate to their condition, so we decided to look for something decent a little further from London, just outside M25.
//
Wyprowadziliśmy się z Londynu jakieś półtora roku temu. Nie żebym była tym wtedy zachwycona. Wcześniej, do pracy miałam tylko 10 minut na nogach. Mogłam też pójść pieszo do piekarni czy sklepu po mleku i inne najpotrzebniejsze rzeczy. Co z tego, że zewsząd otaczały nas domy a w niedużym ogródku nie można sie było poopalać lub głośniej zaśmiać bez czyjegoś ciekawskiego spojrzenia na sobie. Musieliśmy się jednak wyprowadzić, ponieważ właściciel wynajmowanego przez nas domu, wystawił go na sprzedaż. Początkowo szukaliśmy domu w pobliżu, ale ceny niestety nie były adekwatne do standardu, więc zdecydowaliśmy się poszukać czegoś trochę dalej, poza granicami Londynu.
A street where we lived before. Ulica na której mieszkaliśmy wcześniej.
My husband found a property in Buckinghamshire, situated between two huge parks, just 20-30 minutes ride from my workplace. I was sceptical first, but I thought at least we could view it. And then when we went there and I saw these wide green spaces, a paddock with horses just behind a long garden, I knew we will find a home there.
//
Mój mąż znalazł dom w Buckinghamshire, usytuowany pomiedzy dwoma ogromnymi parkami, jakieś 20-30 minut jazdy z poprzedniego miejsca zamieszkania. Odnosiłam się do tego pomysłu trochę sceptycznie, ale pomyślalam, że nie zaszkodzi nam go zobaczyć. I właśnie wtedy, gdy ujrzałam te ogromne połacie zieleni oraz wielki padok z końmi za długaśnym ogrodem, wiedziałam, że znajdziemy tam DOM.
A lovely little spot by the lake in a nearby park. Urokliwe miejsce nad jeziorkiem w pobliskim lasku, często zabieram tam fotografowane osoby.
For first few weeks I felt as if we were living in the forest! So much wildlife from red kites, pheasants, badgers and quails. Not to mention foxes, that are quite common here. One summer night when I was having a relaxing bath, I heard a familiar sound, the one I heaven’t heard since I was a child – a hoot of an owl! It was sitting in nearby woods. I found myself giggling with pure joy and wandering why it took me so long to make this decision of moving.
//
Przez pierwsze tygodnie wydawało mi się że mieszkamy w lesie. Tyle zaobserwowaliśmy różnej zwierzyny od jastrzębi, bażantów, borsuków, kuropatw i lisów (które tutaj akurat sa dość powszechne). Jednego letniego wieczoru, relaksując się w kąpieli, usłyszałam znany z dzieciństwa odgłos. Było to pohukiwanie sowy, siedzącej gdzieś w pobliskich drzewach. Nie mogłam się powstrzymać od radosnego śmiechu (mąż myślal, że mi odbiło w tej wannie). I ja nie chciałam się wyprowadzić na wieś! 🙂
Now I see it all differently. I have to drive to work but I’ve got just a stone throw to large parks where we can walk, ride bikes and even pick some blackberries in summer! Children can skate and run around the house freely as we used to do it when we were kids. We can make fires. I can sunbathe in the garden and even take the rubbish out in my pyjama and not be seen by some nosy neighbour (not that I care). I can only lift my head up while washing my dishes up and see horses nibbling grass just behind our garden. And cats, beautiful feral cats playing on the lawn and between the flower pots… Changes don’t have to be for worse, do they?
//
Teraz widzę to wszystko inaczej. Owszem muszę dojeżdżać do pracy, ale mam tylko rzut kamieniem do pięknych zielonych parków, gdzie możemy godzinami spacerować, jeździć na rowerach czy w lecie zbierać jeżyny. Dzieci mogą swobodnie biegać lub jeździć na wrotkach wkoło domu, tak jak to było, gdy my byliśmy dziećmi. Robimy ogniska. A ja moge się wylegiwać w ogrodzie lub wynosić śmieci w samej piżamie, bez niczyich wścipskich spojrzeń (nie żeby mnie to bardzo obchodziło). A jak podniosę głowę przy myciu naczyń widzę masywne sylwetki koni skubiących trawę za ogrodem. No i koty! Piękne podwórkowe koty, biegające po trawniku i pomiedzy doniczkami, które z oddaniem dokarmiamy… Echhh… Zmiany nie muszą oznaczać czegoś gorszego… prawda??
This post was supposed to be short and about something completely different… 🙂 About horses! 😉
//
Ten wpis miał być krótki i zupełnie o czymś innym… 🙂 O koniach! 😉
Też myśleliśmy, żeby się wyprowadzić poza Londyn, głównie ze względu na ceny wynajmu nieruchomości… z pewnoscią moglibyśmy mieć dom w cenie naszego mieszkania w Londynie. Z drugiej strony z całego serca nienawidzę długich dojazdów do pracy, i fakt, że dojazd z nowego mieszkania wydłużył się o 15 minut, wpędzał mnie w kiepski humor dwa razy dziennie, w drodze do i z pracy.
Aczkolwiek pomysł ciągle powraca jak bumerang 🙂
LikeLike
Taak, na poczatku dojazdy mnie wkurzaly, ale jak to powiadaja “cos za cos”.
LikeLike