Być może zszokuję Was stwierdzeniem, że na ten wyjazd przebierałam nerwowo nogami, bynajmniej nie z antycypacji, lecz ze szczerego zdenerwowania. Uwielbiam podróże i wszyscy to wiedzą, ale tym razem było troszkę inaczej….
Po pierwsze musiałam zorganizować opiekę dla dzieci. Pierwszy raz od dziesięciu lat (watch this space!) zostawiałam ich na tak długo (2 dni!, 2 noce!) i na samą myśl o tym, wpadałam w panikę. Po drugie, mieliśmy jechać na motocyklach (jeździec ze mnie początkujący), za granicę (trzeba wjechać na pociąg), pod namiot (w lesie), z niepewną pogodą (miało lać), z ludźmi których nie znam (poza jednym 😉 ). Na dodatek pierwsza ekipa wyruszała już w piątek rano, a my mieliśmy dotrzeć do nich dopiero nocą.
Wszystko szło w miarę sprawnie. W zasadzie bardzo sprawnie (poza drobną scysją na M25, gdzie mąż nawrzeszczał na mnie, że albo zacznę filtrować, albo on wraca do domu!). Na pociąg też wjechałam i zaparkowałam należycie i mogłam wreszcie rozmasować spięte od jazdy mięśnie. 😉 Po ok 40 minutach od wyjazdu z Calais (zatankowanie na jakiejś wiosce we Francji nocą, wymaga sporej dozy szczęścia i cierpliwości) byliśmy na miejscu, w okolicach Morbecque, gdzie czekał już na nas w lesie rozbity obóz.
Zapomniałam dodać, że wyjazd ten zorganizował Adi, którego poznaliśmy za pośrednictwem forum dla motocyklistów http://www.polishbikers.com/
Po wypiciu piwka przy ognisku padłam wykończona po całym dniu pracy i stresu związanego z wyprawą. A nazajutrz powitał mnie taki oto widok 🙂
Po szybkim śniadaniu, zapakowaniu betów na motory i pomocy koledze przy zmianie opony, poszliśmy zobaczyć obecne w owym lesie poniemieckie bunkry, jak również wyrzutnie rakiet V1.

Po grupowej fotce pojechaliśmy na umowione miejsce spotkania z grupą, która miała dojechać tego ranka. Spotkaliśmy się w miasteczku Audinghen, nieopodal muzeum powstałym w bunkrze Baterie Todt. Ten jak wiele innych bunkrów znajdujących się w pobliżu Calais i Dunkierki, jest pozostałością Wału Atlantyckiego zbudowanego przez Niemców w czasie II wojny światowej.
Stamtąd udaliśmy się w stronę Calais, mając takie i piękniejsze widoczki po drodze. Mieliśmy rozbić namioty w pobliżu bunkrów na plaży… niestety plany pokrzyżował nam wiosko-slums emigrantów, sądząc po wyglądzie, głównie somalijskich, którzy wpadli na podobny do nas pomysł. Biorąc pod uwagę panujący wkoło syf i smród, zgodnie stwierdziliśmy, że miejsca na nocleg należy poszukać gdzie indziej….
Taką “oazę spokoju” 🙂 znaleźliśmy po zachodniej stronie Dunkierki, ale aby tam dotrzeć, trzeba było wpierw pokonać wydmy, co nie było takim hop siup, o co to, to nie. Osobiście, po dwóch upadkach oddałam kierownicę menszowi! 😉 Tutaj będę się wspomagać zdjęciami braci motocyklowej, gdyż sama byłam zbyt stropiona, aby pomysleć o robieniu zdjęć 😦

Po tym jak już się rozbiliśmy, część z nas pojechała na plażę obejrzeć bunkry (ja niestety nie należałam do tej grupy i starsznie żałuję, bo foty przywieźli rewelacyjne!)



A wieczorkiem….
Rano część z nas ponownie zmierzyła się z wydmami…
a część… z torami!…. 🙂

Podsumowując, żadne z moich obaw się nie spełniło. Pogoda dopisała, dojechałam w jednym kawałku i poznaliśmy super ludzi (dawno się tak nie pośmiałam). Dziękuję organizatorowi za świetny wyjazd i towarzyszom podróży za świetną atmosferę. Adi, you rule 😉
2 thoughts on “Polscy motocykliści i Wał Atlantycki // Riding around bunkers in France”