Kiedy śnieżyca nieco ucichła, ponowiliśmy naszą próbe przejazdu przez góry w stronę osławionego wodospadu Dynjandi. Najgorszy odcinek czekał nas pomiedzy miejscowością Holt a Þingeyri, skąd poprzedniego dnia, ze względu na złe warunki pogodowe, zawróciły nas służby drogowe. I tym razem było sporo śniegu, ale na szczęście (ja, z sercem w gardle) przejechaliśmy.
Po drugiej stronie, czekała nas malownicza droga wzdłuż fiordu.
Po okrążeniu dwóch fiordów, z dala naszym oczom ukazał się i on, Dynjandi, delikatny niczym koronka na welonie u panny młodej lub jak go zwą Islandczycy, lukier na torcie.
Poniżej wodospadu, koło parkingu, znajdował sie spory płaski kawałek ziemii, z postawionymi sanitariatami z bieżącą wodą oraz kamiennym wymurowanym miejscem na grilla. Oczami wyobraźni widziałam nas tam ponownie w przyszłości, tym razem z namiotami i na motocyklach 🙂
W drodze powrotnej przeświecające przez chmury słoneczko, nadawało trasie niesamowity i wyjątkowo malowniczy klimat.
I jak tu nie kochać tej Islandii? 🙂
Pięknie tam!
O.
LikeLiked by 1 person
Nieziemskie krajobrazy…
LikeLike
O tak! Zdecydowanie!
LikeLiked by 1 person
Cudowne miejsca a krajobrazy aż porażają swoim pięknem 🙂
LikeLiked by 1 person
Islandii nie da się nie kochać!:)
LikeLiked by 1 person
Piękne widoki, aż krzyczą – spakuj plecak i przyjeżdżaj. Będę musiał pomyśleć o tej destynacji
LikeLike
Koniecznie! Niezapomniane przeżycia gwarantowane.
LikeLike